sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 2


    - Luna!!! - Mój krzyk był tak przeraźliwy, że sama się wystraszyłam - moja Luna!
    Kotka leżała z rozprutym brzuchem na przedpokoju. Sama nie wiem jak opisać to co widziałam. Krew była nawet na ścianie. Nagle usłyszałam stłumiony krzyk mamy.
    - Haven, co tu się stało?!
    - Nie wiem, ale dzwonie na policję. Tylko co ja im powiem? Że wróciłam ze szkoły po czym uciekłam z domu, bo usłyszałam szum, a jak wróciłam to zastalam to? - krzyczałam płacząc.
    Policja przyjechała dosyć szybko. Wzięli Lunę do - jakby to nazwać - zwierzęcego prosektorium. Mnie zabrali na pogotowie. Rzucałam się, krzyczałam i szarpałam ich. Chciałam być z Luną chociaż teraz kiedy widze ją ostatni raz.
    Obudził mnie płacz mamy. Siedziała ze zdjęciem naszego pupila do którego przypięła czarną wstążkę. Oby dwie nie wiedziałyśmy co ze soba zrobić. Do domu pójść nie mogłyśmy, bo policja robiła tam jakieś rozeznanie. Zadzwoniłam do Anabelle. Wiedziałam, że przyjdzie, zawsze w trudnych chwilach była przy mnie. Była moja najlepszą - jedyną zresztą - przyjaciółką.  Po śmierci ojca wyjechałyśmy z Lagoona Beach do Petite Roselle. Tylko ona zaakceptowała mnie - wtedy jako 'nową' w liceum.
    - Haven co się stało? - powiedziała ze współczuciem w głosie - przejeżdżałam obok twojego domu. Pełno tam policji i radiowozów.
    - Anabelle... to okropne... ktoś zamordował Lunę... - mówiłam nie przestając płakać.
    - Ale kto? Jak to możliwe?!
    Też zadawałam sobie to pytanie. Jak to możliwe? Ktoś chciał sprawić mi ból. Udało mu się. Teraz o tym co się u mnie stało trąbią w radiu i telewizji. Czy ja nigdy nie będę żyła w spokoju?


********************************************************************************************
   

Babcia przyjęła nas do siebie na czas tego całego dochodzenia policji. Co prawda dom mamy juz wolny, ale ja nie chcę tam wracać. Nie mogłabym normalnie przechodzić przz mieszkanie z myślą, że jeszcze niedawno mój kot leżał tutaj w takim okropnym stanie. Nadal na samo wspomnienie o naszym domu mam ochotę wybuchnąć płaczem.
    Ktoś zadzwonił do drzwi.
    - Haven? Tak jest u mnie. - Usłyszałam głos babci - Haven ktos do ciebie przyszedł!
    To co zobaczyłam sprawiło, że zupełnie zapomniałam o wczorajszej tragedii. W drzwiach stał Jack z bukietem czerwonych tulipanów (moich ulubionych) i z bombonierką czekoladek. 
    - Cześć - powiedział pierwszy - dałabyś się zaprosić na kolację?
    - No... chyba tak - odpowiadziałam niepewnie - a o której?
    - Może być siódma wieczorem? Przyjadę po ciebie.
    - Dobrze.
    Czyli, że jednak wczorajszy pocałunek znaczył coś więcej...

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Award na moim blogu: http://soulmusicdreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń